Kroniki poetyckie [28] – Kroniki kwarantanny 4

Kroniki poetyckie powstają od listopada 2015 roku. Z założenia miały być pisane codziennie, ale okazało się, że poetycka forma zapisu i relatywna natura czasu uniemożliwiają taką dyscyplinę. Tygodnie walczą o równouprawnienie z dniami i chwilami, a bieg godzin nie zawsze jest jednowymiarowy. Kroniki przyjęły formę klepsydry, odmierzającej czas i ważącej słowa oraz litery.

.

Minął czas 6

Kroniki kwarantanny 4

24.04.2020
śmierć przyszła
i miała ołowiane oczy
zabójcy w prowincji której
ziemię obiecaną z całych sił
obejmuje ocean atlantycki lękali
się o zdrowie najbliższych zasłaniali
twarze przed wirusem ale nie uchronili
serca od kul śmierci w fałszywym mundurze
policjanta niektórzy biegli poprzez las poprzez
mrok by ocalić życie dwadzieścia dwie ofiary jatki
będą opłakiwane przez lata nie miały szans nie miały
broni by podjąć walkę wierny posłaniec smartfona dotarł
na miejsce zbrodni ale milczał bo nikt nie wpadł na pomysł
by ostrzec nieświadomych ostatniej godziny zabójca krążył po
okolicy przez kilkanaście godzin mordował palił domy samochody
ładował broń i jechał dalej jak obłąkany jeździec apokalipsy – policja
była jak rozbita armia w rozsypce przedzierała się bez dowódcy przez
niewidoczną linie frontu gotowa do kapitulacji i sprawnie przeprowadzonej
konferencji prasowej która nie wyjaśniła niczego a parę ważnych pytań
zadanych przez nieskorumpowanych jeszcze dziennikarzy pozostało
bez odpowiedzi nie wiemy dlaczego samotna policjantka zginęła
bez osłony a jej postrzelony kolega odjechał by opatrzyć ranę
w najbliższych dniach odbędzie się wirtualny pogrzeb ofiar
epidemia zmiecie wszystko pod dywanik pozorów nikt
nie przyzna się do klęski nikt nie poda do dymisji
nie będzie przeprosin ani wyrazów skruchy
jeszcze raz piękny pogrzeb wystąpienia
polityków i kojąca transmisja mediów
uciszą głos o zadośćuczynienie
prawdę oraz sprawiedliwość
ze zgiełku niedomówień
i bezradnych kłamstw
ostatnie tchnienie
ofiar poprosi o
miłosierdzie
i miłość
bożą

27.04.20
raz dwa razy
dziennie chodzę
na spacer krążę po
okolicy ale nie piaskami
dzieciństwa ulicami młodości
ścieżkami wędrówki emigracyjnej
przygody jestem na przedmieściach
i nawet tutaj nie mieszkam trwam tylko
czekając na cud albo podjęcie odpowiedniej
decyzji spotykam innych ludzi mijamy się z dala
unosząc rękę w geście pozdrowienia – spacerują z
psami ciągną turkoczące wózki z dziećmi przejeżdżają
na rowerach większość z nich wróci do pobliskich domów
i będzie niespokojnie czekać na powrót do normalności nie
znamy dnia ani godziny lawina nieszczęść powoli ruszyła spod
naszych stóp szczęśliwi są ci którzy mają bezpieczne schronienie
i miłość wtuloną w głęboki spokojny sen odległości mierzą krokami i
nie znają na pamięć rozkładu odwołanych transatlantyckich lotów furta
przyszłości kołysze się na zerwanych zawiasach musimy wszystko za
sobą zostawić by zobaczyć dokąd prowadzi lokalni politycy próbują
konkurować z proroctwami wyroczni obiecują przeszłość ale nie
zatrzymają już rozpędzonych kół świata wyrzucamy zbędny
balast i magazynujemy przeterminowaną nadzieję dalej
dalej los wystawił nas na próbę mijam uliczki numery
domów które niczego nie przypominają ani nie są
żadną obietnicą cierpliwość jest jedyną cnotą
przetrwania jesteśmy w oku cyklonu walka
trwa chociaż wojna nie została nikomu
wypowiedziana niewidoczne źródło
ognia wskazują tysięczne ofiary
niektórzy chcieliby podnosić
żagle chociaż w oknach
powiewają białe flagi
i nic już nie będzie
zdarzać się tak
samo kończą
się powroty
marzeń

29.04.20
ulice Toronto
powoli ożywiają
się kierowcy mają
konkretne powody by
krążyć po mieście jadę
do apteki słuchając Radio
Canada francuskojęzycznej
stacji nadającej o tej porze jazz
przypominam sobie jam sessions
koncerty z czasu studenckiej młodości
w Krakowie najczęściej przesiadywaliśmy
w Żyrafie Klubu pod Jaszczurami a na górze
grali Janusz Muniak Jarosław Śmietana i Extra
Ball Jazz Band Ball uprawiał jazz tradycyjny mama
Teofila Lisieckiego wynajmowała mi kwaterę na Woli
Justowskiej często po nocy wracałem przez okno by nie
budzić gospodyni piliśmy wódkę i dyskutowaliśmy o poezji
był to dobry sposób zagłuszania rzeczywistości nie mieliśmy
złudzeń ale mieliśmy marzenia próbowaliśmy opisać świat choć
tyle skoro nie można było go zmienić poeci z naszej paczki szybko
odeszli ci którzy pozostali balansują na zupełnie odmiennych linach
rozjechaliśmy się w odmienne stany świadomości nie ma powrotu
do życia tego życia nie ma powrotu do miejsc rozmów i pytań na
które nie uzyskaliśmy odpowiedzi tak łatwo przyszło się z tym
pogodzić i trwać z dnia na dzień jakby wszystko było nadal
możliwe przenosimy naszą pamięć i książki w wirtualne
biblioteki obrazy i bezcenne przedmioty wylądują na
śmietniku można tylko liczyć na zawodną pamięć
i królestwo ducha które przyjmie z nas chwile
iluminacji i codzienną niewdzięczną cnotę
przyzwoitości wracam do pustego domu
przyświeca mi odległe światło twojej
miłości zamykam za sobą drzwi bo
tylko dystans gwarantuje złudę
bezpieczeństwa wpatruję się
w oczy komputera słucham
muzyki dochodzi tu szum
świata sygnały z innych
planet głosy bliskich
najbliższe obcych
nieznajomych
trwał będzie
czas z dna
na dzień

05.05.
wczoraj
wieczorem
wyszedłam na
późny spacer było
pusto jak po śmierci
nikogo na ulicach tylko
ciche latarnie stłumione w
blasku gwiazd na Zachodzie
Venus czy raczej UFO i choinka
oświetlona jak w Boże Narodzenie
zawarczał pies prowadzony na smyczy
przez chłopca nie przynależę już do innego
pejzażu gdzie kolory łagodnie przechodzą od
światła do cienia krajobraz jak nie z tego świata
czasem sportowy samochód z głośnym tłumikiem
na zgaszonych światłach przemknie obok policyjnej
kamery długi cień w mgnieniu oka ukryje się pod butem
w tej pustce jest miejsce na wszystkie wspomnienia chwile
godziny minuty owinięte wokół palca losu po tej nocy niemych
upiorów przyjdzie dzień bez zachodu i odpowiedzi spędzimy go
z dala od siebie przeciągając chwilę w nieskończoność bo nie ma
dobrego rozwiązania jasnych sytuacji ani pewnych kroków jest czas
niepewności i rzucania kości będziemy podejmować decyzje które
już wcześniej podjęła historia politycy oraz przypadkowe reakcje
chemiczne nasze godziny odmierzają statystyki interpretowane
w zupełnie odmienny sposób można liczyć zmarłych albo tych
którzy nie zostali zarażeni ceny ludzkiego życia wahają się
jak akcje na giełdzie a wojna w milczeniu rozpętana różne
ma oblicza i jest inaczej nazywana – nigdy nie będzie tak
samo utraciliśmy rozsądek a niebezpieczeństwa grożą
z wszystkich stron gubi nas relatywizm niemożliwość
rozpoznania prawdy i nazywania rzeczy po imieniu
przychodzi na świat śmierć z daleka politycznie
poprawna miła dla wszystkich – fakty i słowa
owija w bawełnę na pierwszych stronach
gazet w mediach społecznościowych
zamieszcza uspokajające i mylące
publikacje w pląsach do tańca
sunie wywołując śmiech i
głupie żarty nikomu już
nie żal tych których
chwyta za gardło
znienacka od
niechcenia

09.05.
poplątały
się języki tym
którzy rozsądnie
mówili gubią się myśli
ci którzy zawsze gadali od
rzeczy nawołują teraz do chaosu
oraz podnoszą wrzask w piekłogłosy
mieszający wszystkim w głowach a rację
mają milczący ważący słowa okazujący cnotę
która jest niedoceniana i skutecznie zagłuszana
trudno zachować spokój przykładać właściwą miarę
do czynów i rozmów rozpisanych na głosy i instrumenty
manipulacji od dawna nie słucham wiadomości wojna jest
niepoprawna politycznie więc mówi się o niej tylko za kulisami
fakty szybko rozmieniane są na hipotezy domniemania daremne
próby zachowania twarzy nic z tego premier Kanady nauczył się nie
odpowiadać na trudne pytania wygłasza wyuczone na pamięć deklaracje
gładkie świadectwa pogardy i lekceważenia jest symbolem współczesnego
świata i elit wiedzących co jest najlepsze dla niewykształconego motłochu
kiedyś próbowali jeszcze zachować wiarygodność dziś wystarczą pozory
– informacje odwracające uwagę i kontrolowane przez nowy porządek
świata media społecznościowe można w nich głosić każdą bzdurę
byle nie przypominać skąd przychodzimy kim jesteśmy i dokąd
idziemy najważniejsze by skoncentrować się na pozytywach
i nie szukać przyczyn ani wyjścia z pułapki Toronto Strong
Europa Strong kiedy już nikt nie wierzy w siłę modlitwy
a różnorodność i słabość stały się siłą zaginionej już
i zagubionej cywilizacji jeszcze z przyzwyczajenia
obchodzono zakończenie II wojny światowej ale
gdyby zakończyła się dzisiaj nie odważono by
się na powołanie trybunału w Norymberdze
trzeba bowiem myśleć o przyszłości nie o
szukaniu sprawiedliwości która ma też
podwójne oblicze nie o spełnianiu
zadośćuczynienia które ofiarom
nie przywróci życia ocalaniu
tożsamości którą można
dowolnie odmieniać
oraz skazywać na
rozproszenie i
brak wyrazu
10.05.20

14.05.
Andrzej
Bobkowski
miał już dość
Europy salonów
polskiej ambasady
łatwego życia nawigacji
na martwym morzu gładkiej
konwersacji która daje uznanie
twardy pieniądz uciekł do Gwatemali
gdzie nie znano dobrych manier mówiono
prawdę prosto z mostu a w biurku trzymano
rewolwer prowadził sklep modelarski w wolnych
chwilach pisał do szuflady dzisiaj zamiast samolotów
na uwięzi trzymałby transmiter drona otwierając przestrzeń
i horyzonty uśmiechałby się szczerze z daleka omijając bankiety
w konsulacie spektakle teatru muzyki i poezji oraz dyskusje na temat
upadku wartości w publikacjach Polskiego Funduszu Wydawniczego – jak
dobrze wspomnieć o Tobie przyjacielu z innej epoki kiedy puszą się miernoty
a prawda i serce są ośmieszane zwycięstwo było gorzkie samotne a spowiadać
musiałeś się z fasonem po angielsku świadomy że na pewno nie zabraknie korników
piszących uładzone życiorysy ale nawet sam wielki mistrz nie poszedł Twoją drogą
starał się o stypendia dotacje dofinansowania z powodzeniem szukał sponsorów
albo małżonki z dobrego domu co pozwalało skupić się na twórczości a talent
od Boga bywał wykorzystany z pomocą diabelskich sztuczek w katalogach
bibliotek przybywały kolejne fiszki mecenasi zdobywali ordery wpisując
się na karty historii dopiero po śmierci zobaczyłeś jak trudno przez
popiół mielony językami błysnąć prawdziwym diamentem trzeba
było końca świata by od tego uciec ziemi obiecanej na której
nie stanęła stopa zdrajców i konformistów w ostatecznym
rozrachunku wszyscy będą przekonani że postępowali
słusznie pusty śmiech komediantek będzie ścigał i
sprawiedliwych i zdezorientowanych odejdą w
niepamięć przekonane o zwycięstwie kiczu
nad pięknem które triumfuje w ciszy gdy
umilkną dzwony wyschną chusteczki
zapomniane w kieszeniach ubrań
na wieszakach sklepów Armii
Zbawienia gdzie trafią też
nasze książki z wielkim
trudem redagowane
składane do druku
i wysyłane do
znajomych
krytyków

18.05.20
setna rocznica
urodzin Pielgrzyma
Jana Pawła II oglądam
po latach film Andrzeja Trzosa
Rastawieckiego z 1979 jest jeszcze
bardziej poruszający niż kiedyś muzyka
Bogusława Schaeffera niezrozumiale konkretna
odsłania dzisiaj genialny zamysł reżysera ukazującego
zagrożenia z którymi papież walczył słowami wiary otuchy i
miłości rzeczywistość budziła lęk lecz my mieliśmy się nie lękać
mieliśmy przenieść ku przyszłości całe doświadczenie dziejów któremu
na imię Polska i chrześcijaństwo piętnaście lat po śmierci Pielgrzyma
poniżane i wystawiane na licytację skonfiskowanej wiary patrzymy
na linię życia oraz tamten moment historii ogłoszony dźwiękiem
dzwonu Zygmunta uczestniczyliśmy w mszach polowych idąc
do spowiedzi jak żołnierze przed bitwą która na dobre się
rozpoczęła dopiero po śmierci białego ewangelisty dziś
klatki filmu są jak relikwie tożsamości o którą trzeba
walczyć do ostatniego tchnienia do zapamiętania
prostej prawdy dzisiaj księgi nauczania papieża
z dalekiego kraju stłoczono w bibliotekach głos
oddając fałszywym prorokom którzy kłamstwo
niosą oraz manipulację jak kaganek oświaty
odwracają uwagę zbierają pochwały i laury
prawdziwi bohaterowie odchodzą w ciszy
jak autorzy filmu “Pielgrzym” urodzeni w
Lwowie reżyser i kompozytor nigdy nie
nagrodzeni w wolnej Polsce tak jakby
o nich zapomniano obaj umarli przed
rokiem – Andrzej 2 kwietnia w dzień
śmierci bohatera filmowego zapisu
przemiany ziemi tej ziemi na którą
zstąpił Duch Święty idę śladem
tego cudu i śladem młodości –
cudem wyniesionej z popiołu
rezygnacji oraz braku wiary
– naszych ojców ocalono
prowadzonych na rzeź
papieska pielgrzymka
w 1979 roku ocaliła
nasze martwe sny
w górę uniosła
biedne serca
upokorzone
schylone
głowy

.

Aleksander Rybczyński

.

Muzyka: William Basinśki, fragment “The Desintegration Loops II, DLP 3”

.

 

O autorze:

Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie. Redaguje Magazyn Twórczy “Polska Canada”

.

.

Leave a comment

Your email address will not be published.


*


Click to access the login or register cheese
Don`t copy text!